— Panna Eglantyna nie może przecież wiedzieć o Kochanowskim — próbowała bronić go siostra.
— Tak, oni mają tylko francuzką nauczycielkę — wyrzekła Anielka — nie ich wina, że o Kochanowskim nie słyszeli.
Reszta towarzystwa spojrzała po sobie wcale nie przekonana tym argumentem, bo przecież polskie dzieci i to w wieku Sanickich, które pierwszy raz teraz usłyszały o Janie z Czarnolasu, o jego Orszulce, musiały chyba nic nigdy nie czytać.
Nastąpiła chwila przykrego milczenia, towarzystwo było zawstydzone tym śmiechem, któremu oprzeć się nie mogło i który jeszcze ciągle powracał im na usta, Fredzio i Emilka usiłowali udawać spokojność, ale mieli łzy w oczach. Sewerka mówiła po cichu do Luci, że gdyby mali Saniccy czytywali przynajmniej „Wieczory Rodzinne”, nie byliby pogrążeni w tak grubej nieświadomości a najmłodsza Zosia, która też najmniej zapanować nad sobą umiała, aż uciekła w głąb ogrodu skąd dochodził jeszcze jej śmiech serdeczny. Wreszcie Stefek usiłował zatrzeć całe zajście, wracając do „Magdusi zaczarowanej”, a Fredzio uczepił się tej rozmowy jak deski zbawienia. Naturalnie już nie wspomniał więcej o swej nieszczęsnej francuskiej sztuce, strojach Ludwika XV w których wszyscy tak ładnie wyglądają, ani o menuecie, gdzie znów można całą swą gracyę wykazać, ani o dystynkcyi na francuzczyźnie jedynie opartej. Czuł, że się strasznie skompromitował i mimo dobrego wychowania swoich współtowarzyszy, którzy unikali
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/156
Ta strona została skorygowana.