ginalną scenę powinszowań, opowiedział też wymówną historyę czarnej baby, która po kilku tygodniach nie była już ani czarną, ani babą. A w końcu dodał:
— Sewerka gniewa się, że wam to mówię, ale zdaje mi się, że święcić imieniny osób ukochanych dobrym uczynkiem, jest to przykład wart naśladowania.
— Skądże wam to na myśl przyszło — wyrzekł zdumiony Fredzio.
— Wielka rzecz — zawołała Anielka — przecież widzimy ciągle, jak pani Sławska czem tylko może dopomaga wszystkim w około siebie.
— I panna Julia nam to doradziła.
— Jakie wy szczęśliwe — zawołała Emilka, — że macie taką nauczycielkę.
— Gdybyśmy mieli podobną — dodał Fredzio — nigdybym nie powiedział takiej niedorzeczności jak wówczas o Janie Kochanowskim. Obraziłem się wtedy, ale to trudno, nie można się było nie śmiać. Ja w podobnym wypadku śmiałbym się do rozpuku.
— Musieliśmy nieraz wydawać wam się bardzo śmieszni i wydamy pewno jeszcze nieraz — dodała smutno Emilka.
— O nie! śmiać się już nie będziemy — zawołali wszyscy. — To było nieładnie z naszej strony.
— Rodzice bardzo się zmartwili, kiedy Fredzio opowiedział im co zaszło. I tak płakał przytem.
Rzeczywiście, fakt ten zwrócił uwagę państwa Sanickich, na naukę ich dzieci. Nie znały one rze-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.