wie, skarżyła się, że woda zimna, potem szarpała się jak małe dziecko, kiedy Małgosia czesała ją i zaplatała warkocze, skarżąc się, że ją ciągnie. Suknia była dziś za ciasna, trzewiczki za luźne.
Małgosia z filozoficznym spokojem znosiła dąsy panienki, przyzwyczajona do nich, bo była już przy niej w Krakowie.
Gdy jednak ubieranie trwało bardzo długo, pani Sławska przyszła do pokoju.
— Sewerka jeszcze nie gotowa? — spytała.
Sewerka zaczerwieniła się i spuściła oczy, bo mama za kaprysy strofowała ją nieraz. Małgosia uśmiechnęła się tylko, bo Sewerka od wejścia mamy stała spokojnie i w chwilę też czesanie, zajmujące zwykle najwięcej czasu, skończone zostało.
Sewerka poszła do pokoju jadalnego, był pusty, bo mama miała jakieś zajęcie, a przytem nie lubiła tracić czasu, zarząd znacznym majątkiem dużo go zabierał. Oczekiwała też niecierpliwie nauczycielki, która miała jej pomagać w kształceniu Sewerki, ale ta miała dopiero przyjechać za parę tygodni.
Sewerka więc musiała sama wypić śniadanie, a do tego nie była przyzwyczajona. Małgosia nalała jej herbaty, ale ta jej nie smakowała. Miała znowu ochotę wywrzeć na niej swój zły humor, lecz mama z drugiego pokoju zawołała Małgosi. Dziewczynka więc, nie dopiwszy herbaty, poszła do salonu i przyglądała się bezmyślnie drzewom i kwiatom ogrodu, z których wiatr otrząsał krople deszczu.
Tak ją zastała matka.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/18
Ta strona została skorygowana.