— To dowód, żeś nieuważnie patrzała. Pytałaś się tylko co, skąd pochodzi tęcza, oto masz na to przykład.
— Kiedy ja nie rozumiem.
— Mówiłam ci, że zrozumiesz, gdy się będziesz uczyła fizyki.
— Ale tymczasem niech mi mama powie, to ja może choć troszeczkę zrozumiem.
— Słuchaj więc, promień światła, który nam się białym wydaje, ma w sobie siedm kolorów, składających tęczę.
— Aż siedm!
— Porachuj je.
— Naprzód jest czerwony. Czy wszystkie mam rachować?
— Naturalnie.
— Potem pomarańczowy, żółty, zielony, niebieski...
— A jeszcze.
— Ciemno-niebieski — to jest szafirowy i fioletowy.
— To mamy siedm. Promień załamuje się w ten sposób w szkle ostro ściętem, że pokazują się jego kolory.
— Tak jest na mamy biurku, ale w obłokach? W obłokach przecież niema szklanego przycisku.
Pani Sławska pokazała jej przez okno kroplę deszczu zawieszoną na końcu bzowego listka, która w tej chwili migotała w słońcu.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/24
Ta strona została skorygowana.