— Ja nie wiem doprawdy, jak ja mam do niej mówić.
— Wczoraj rano gdyśmy razem szły w pole, gdyście kopały kartofle, rozmawiałyście z sobą i rozumiałyście się doskonale. Dziś uważałam pilnie, gdyś jej opowiadała o Robinsonie i notowałam wyrazy, których wiejska dziewczyna nawet najbystrzejsza pojąć nie może. Zaczęłaś od tego: Robinson, jest to historya żeglarza na bezludnej wyspie. Pomijam nazwisko Robinsona, obce dla ucha Jagusi, bo łatwoby jej wytłómaczyć, że to imię, ale wyraz historya, ma z pewnością dla niej niejasne znaczenie, a już, żeglarz i bezludna wyspa, to rzeczy o których nigdy nie słyszała.
— Prawda mamo, pamiętam dobrze, że kiedy zaczęłaś uczyć mnie geografii, wycinałaś z korka wyspy, przesmyki i rzucałaś w wodę, a ja potem krusząc chleb do mleka przypominałam to sobie i mówiłam, że to wyspy i archipelagi. Mamo! ja mogłabym wytłómaczyć to w ten sam sposób Jagusi.
— Przytem — zaczęła znowu pani Sławska — w Robinsonie jest ciągle mowa o zwierzętach i roślinach innych stref, a wiejska dziewczyna nie wyobraża sobie, by prócz tych, które zna z widzenia, jakie inne istniały na świecie. Pojęcia jej są ograniczone tem, co widzi, bo jest otoczona ludźmi równie mało wykształconemu. Więc się nie dziw, że słuchała tego, coś jej mówiła obojętnie; były to dla niej próżne dźwięki, które jej zająć nie mogły.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/32
Ta strona została skorygowana.