a jak się dużo grzybów widzi, to od pierwszego wejrzenia odróżnić je można.
Oprócz fałszywych rydzów pokazała Sewerce purpurowe muchomory, jasno-żółte gąski, brunatne maślaki, śpiczaste kurki, szare sarny, ze spodu jakby sierścią porosłe i wiele jeszcze innych, bo wszystkie znała doskonale, wiedziała, które jeść można bez szkody i te odkładała do swojej opałki, rydze oddając do koszyczka Sewerki.
Zbierając, zagłębiły się pomiędzy drzewa. I wkrótce napełniły swoje koszyki.
— Ach! mój Boże, — zawołała nagle Sewerka — zbłądziłyśmy w lesie. Gdzie moja mama?
— Niech się panienka nie boi, już ja tutaj nie zbłądzę, albo to raz chodzę na jagody, orzechy, grzyby. Z kaździutkiego miejsca trafiłabym do Poborza, choćby mi kto oczy zawiązał.
— Ale ja chcę wrócić do mamy. Mama będzie niespokojna.
— Co się pani ma niepokoić, dyć to lasek maluśki, nie żadna puszcza.
— Ja chcę wrócić, ja się boję! — wołała Sewerka!
A usłyszawszy jakiś szelest pomiędzy gałęziami, dodała z przestrachem:
— Może to wilk?
Nie miała wyobrażenia, jak się kierować i biegła w przeciwną stronę.
— Nie tu, nie tu, panienko, — tłómaczyła Jagusia, na chwilę nie tracąc pewności siebie.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/36
Ta strona została skorygowana.