W bryczce był koszyk, wydobyto z niego sól, talerze, widelce. Jagusia posypywała prażące się rydze, a w miarę jak się upiekły, pani Sławska widelcem wybierała je na talerz.
— Ach, jakie wyborne — wołała skosztowawszy Sewerka — nigdym tak dobrych nie jadła.
— A gdyby to panienka wiedziała, jakie dobre kartofle pieczone w popiele! — odezwała się Jagusia.
Sewerka miała wielką ochotę je skosztować, ale kartofli pod ręką nie było. Za to w koszyku były owoce i ciastka, które po rydzach smakowały wybornie.
Pani Sławska usiadła pod drzewem o parę kroków od ogniska, z którego dym podnosił się w górę prostą kolumną, rysował błękitnawem pasmem na tle drzew iglastych i rozpływał w czystem powietrzu.
Słońce chyliło się ku zachodowi a skośne promienie przebijały leśne głębie i słały pomiędzy drzewami złociste kobierce.
— Jak ciepło jeszcze, jak ładnie — wyrzekła Sewerka. — Cóż, kiedy zaraz przyjdzie ta brzydka słota i trzeba będzie siedzieć w pokoju.
— O panienko, jeszcze długo będzie pogoda — wyrzekła Jagusia.
— Zkądże to możesz wiedzieć?
— Obaczy panienka, że będzie — odparła z wielką pewnością, rozglądając się w około.
— Ale jak wiesz?
— A wiem, ja zawsze panience powiem naprzód, jaki czas będzie jutro.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/38
Ta strona została skorygowana.