— Są takie narzędzia które to z góry przepowiadają. Takie narzędzie nazywa się barometr, jak wrócimy do domu to ci pokażę.
— Na to nijakiego narzędzia nie potrzeba — zawołała rezolutnie Jagusia. — Dym idzie prościutko w górę, zamiast tłuc się po ziemi, słonko zachodzi bez jednej chmurki a pajęczyny ciągną się po łąkach i rżyskach. Toć wszyscy ludzie wiedzą, że będzie pogoda.
— Mamo, więc na co barometr? — spytała Sewerka.
— Nie każdy umie patrzeć na świat otaczający i tłómaczyć jego zjawiska — odparła pani Sławska — przytem w miastach ludzie nie zawsze mają sposobność patrzeć na zachód słońca, na kierunek dymu i na pajęczyny zawieszone w powietrzu. A wiesz ty co to miasto? — wyrzekła, zwracając się do Jagusi?
Jagusia znała tylko mieścinę w okolicy, która nie mogła jej dać wyobrażenia o kilkopiętrowych kamienicach, tworzących ulice miast. Pani Sławska opowiadała jej o nich a ona słuchała zaciekawiona i od czasu do czasu zadawała pytania świadczące, że ją przedmiot zajmował.
— Co to tam ludzi musi być? aj! aj!... — wołała.
— Ludzi jak mrówia — odpowiadała pani Sławska, używając jej języka — roi się od nich nie tylko w domach ale na ulicach, w sklepach i przy różnych zajęciach.
Oczy Jagusi błyszczały.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/39
Ta strona została skorygowana.