uszczęśliwiona już samą jazdą, oglądając się ciekawie na wszystkie strony, bo dumną była także z miejsca, jakie zajmowała i z odświętnego stroju jaki matka wdziać jej kazała w dzień powszedni.
Pani Sławska wzięła ją z sobą nietylko, aby jej zrobić przyjemność, ale ażeby dać jej sposobność poznania wielu rzeczy, o których dotąd nie mogła mieć wyobrażenia i pokazać Sewerce, iż to żadna zasługa w jej położeniu mieć szersze widnokręgi i więcej rzeczy rozumieć.
— Mamo! mamo! co tu posiane? — spytała, gdy przejeżdżali około zieleniejącej młodej runi ozimin. — To pewnie pszenica?
— O nie, panienko, to żyto — odezwała się Jagusia.
— A zkądże ty wiesz?
— Widzę przecież, pszenica wcale inaczej wygląda.
— A to pole całe jakby zasiane czerwonemi szpilkami?
— Także żyto, tylko młodziutkie, ledwie wschodzi.
Jechali jakiś czas w milczeniu.
— Ot, widzi panienka, teraz przejeżdżamy koło pszenicy. Taka zieloniutka a tak się już zabrała, że roli nie widać.
— A owsa gdzie niema?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/41
Ta strona została skorygowana.