brała ją nieraz na spacer, sprawiała różne przyjemności, a taka była zawsze żywa i wesoła. Nigdy jej nie przeszło przez głowę, że ona umrzeć mogła.
I nagłe zdjęła ją wielka trwoga. Przypadła do kolan matki i zaczęła wołać:
— Ja nie chcę, żebyś ty umarła, mamo! ja nie chcę.
Pomimo smutku pani Sławska uśmiechnęła się.
— Uspokójże się — wyrzekła, tuląc ją do siebie — przecież nie jestem chora, nic mi nie grozi.
— Dla czego pani Wirecka umarła?
— Moje dziecko, wiesz dobrze, iż śmierć i życie jest w Boskiem ręku. Tam, gdzie była pani Wirecka, panował ciężki tyfus. Chorowała na niego także Anielka, ona wyzdrowiała, a matka jej umarła. Była wycieńczona zmartwieniem i pracą.
Przestraszone oczy Sewerki zwróciły się na panią Sławską.
— A ty, mamo!
— Nie bądź dziecinna — wyrzekła stanowczo. — Nie trzeba trapić się próżno przywidzeniem nieszczęść, które nie nastąpiły, dość dniowi na jego nędzy. Ot, trzeba lepiej zastanowić się nad tem, co mamy do zrobienia. Postanowiłam przywieźć tutaj Anielkę i zająć się jej wychowaniem. Jest w jednym z tobą wieku, równie przysposobiona. Będziecie uczyły się razem. Właśnie to rozważałam.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/49
Ta strona została skorygowana.