w Krakowie u babki, że kto inny na jej miejscu byłby stracił głowę, a ona podołała wszystkiemu.
I gdy tak przypominała sobie dawne rzeczy, wieczór nadszedł, podano światło, jednocześnie zaturkotało na dziedzińcu.
— Jadą! — krzyknęła Sewerka.
I wybiegła na ganek a za nią wyszła pani Sławska.
Pannę Julię widziała Sewerka po raz pierwszy. W czasie, gdy witała się ona z jej matką, z którą była od dawna w przyjaźni, Sewerka spojrzała na Anielkę. Biedna, zdawała się tak bladą, smutną, znękaną, że rozglądała się w około, jakby nie wiedziała, gdzie ją przywieziono. Czarne jej, podkrążone oczy błyszczały powiększone nadmiernie wychudzeniem twarzyczki, czarne włosy spadały niekarne w około czoła. Wysiadła z powozu za panną Julią i stała z boku onieśmielona.
— Czy nie poznajesz mnie, Anielko? — zawołała Sewerka, rzucając jej się na szyję.
Anielka nie odpowiedziała, tylko powieki jej drgały szybko, wstrzymując łzy, które na rzęsach zawisły.
— Nie płacz — zawołała Sewerka — nie rozumiejąc jej wzruszenia — ja będę cię kochać jak siostra, a moja mama będzie i twoją mamą, zobaczysz. Na świecie lepszej mamy być nie może.
Ale na ten wyraz mama, który przypomniał jej świeżą stratę, Anielka się rozszlochała i panna Julia musiała ją zaraz zaprowadzić do swego pokoju.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/54
Ta strona została skorygowana.