smutkiem, a przytem nie była wcale zaślepioną matką i widziała w niej przymioty, których niestety, brakło Sewerce. Towarzystwo Anielki mogło na nią wpłynąć zbawiennie. Rozmyślając nad tem, usiadła na ławce, a stary Tomasz ogrodnik zdawał jej sprawę ile już grzęd warzywnych przygotował pod zasiew i badając horyzont dowodził, że teraz, kiedy piękna pogoda, trzeba dokonać zbioru zimowych owoców i rachował wiele korcy ich będzie.
Gdy pani Sławska rozmawiała z Tomaszem, uczuła nagle na ręce, którą trzymała zwieszoną, gorące usteczka, które na niej wyciskały pocałunki. To Anieka podeszła pocichu i nie mogła się wstrzymać od okazania swojej miłości.
— Moje drogie dziecko — wyrzekła, przyciągając ją do siebie.
Oczy Anielki zabłysły, odczuła serce pani Sławskiej i pokochała ją jeszcze goręcej, bo jak roślina słońca, ona potrzebowała kochać i być kochaną. Nie umiała tego dobrze wyrazić słowem, ale za to mówiło jej spojrzenie.
— Anielko — wyrzekła pani Sławska z uśmiechem — pamiętaj, żebyś mi zawsze powiedziała swoje pragnienia, zwierzyła się, gdyby cię broń Boże co zmartwiło albo dokuczyło. Pragnę, ażeby ci w moim domu było jak najlepiej, ażebyś uważała go za dom rodzicielski a mnie za swoją najlepszą przyjaciółkę, bo byłam przyjaciółką twojej drogiej mamy.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/65
Ta strona została skorygowana.