kie rumieńce. Pani Sławska i panna Julia patrzyły na to z radością.
Co chwila Sewerka przybiegała do matki, zapytać o nazwę jakiego gatunku, o jego cechy znamienne. Zrazu Anielka słuchała tylko objaśnień, potem jednak ośmieliła się i pytała także.
Pani Sławska znała niektóre gatunki, po inne objaśnienia odsyłała dzieci do Tomasza.
Jagusia tych objaśnień słuchała ciekawie, zajmowały ją widocznie daleko więcej niż różne opowiadania Sewerki, która nie umiała się do jej poziomu przystosować i wyobrażała sobie, iż skoro dziewczyna zobaczyła miasto, mogła wszystko rozumieć. Widocznie przyzwyczajoną była do rzeczy powszednich, praktycznych. Trudno jej było spamiętać nazwy różnych gatunków jabłek i gruszek, ale za to wiedziała doskonale, kiedy które zdatne są do użytku i jaki smak mają.
— Panienko — mówiła — oto te jabłuszka czerwone z jednej strony, zielone z drugiej to się przechowują do nowych a teraz takie twarde jak kamień.
— Mama mówiła jak się nazywają.
— Oj panienko, zabaczyłam, ale poznam je wszędzie.
— To kalwile — wtrąciła Anielka.
— Niech tam sobie będą jakie chcą — mówiła Jagusia.
— Powtórz to kalwile — nalegała Sewerka.
— Kalile.
— Ależ nie, kalwile, kalwile.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/70
Ta strona została skorygowana.