— Widziałaś sama, jak ją trudno czego nauczyć. Myslałam zrazu, że to dlatego, że nigdy nie wyjrzała za granicę Poborza. Prosiłam mamy, by ją wzięła do Radomia, bo to może ją choć trochę rozwinie, ale gdzie tam..
— Słyszałam przecież, że od tego czasu nabrała chęci do nauki i robi wielkie postępy w czytaniu.
— No tak, ale powtarzam jej napróżno różne nazwy, opowiadam o ciekawych zjawiskach, a ją to nic nie obchodzi.
— Ale za to wie ona takie rzeczy, o których my nie mamy pojęcia.
— Może o tych indyczętach, co to się je karmi drobnemi listkami jakiejś rośliny, którą nazwała... doprawdy, nie pamiętam jak... — zdaje się krwawnikiem.
— Otóż to — wyrzekła z przekąsem Sewerka, bo nie lubiła, żeby jej ktokolwiek zaprzeczał. — Cóż mnie indyczęta obchodzą.
Anielka umilkła, bo zawsze w rozmowie ustępowała towarzyszce, ale panna Julia, która przerzucając gazety słyszała ich rozmowę, spytała:
— Dla czegóż cię nie obchodzą?
Sewerka zarumieniła się i bąknęła niewyraźnie:
— Ii — taki tam drób.
— A widziałaś kiedy drobne pisklęta kur, kaczek, gęsi?
— Nie widziałam.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/73
Ta strona została skorygowana.