Zaraz też wniesiono światło, bo wieczory zaczynały się już bardzo wcześnie, i dzieci poszły z panną Julią do szkolnego pokoju, żeby starszym nie przeszkadzać, przypomnieć sobie dawną zażyłość i zaznajomić się z Anielką.
— Jakto dobrze, żeście przyjechali — zawołała Sewerka — będziemy się bawili.
— W co? — spytał Fredzio, który bardzo wysoki na swoje lat dwanaście, zaczynał przybierać miny dorosłego człowieka i pragnął imponować panienkom.
— Najlepiej w ślepą babkę, nabiegać się można. Czy dobrze? — spytała Sewerka. — Ja zaraz pierwsza zawiążę sobie oczy.
— Owszem — wyrzekł chłopiec — niech będzie ślepa babka — jeżeli was to bawi, co do mnie uważam, że takie gry dobre dla dzieci. — Mówił powoli, jakby od niechcenia, cedząc wyrazy w sposób nienaturalny. Widocznie wybrał sobie pomiędzy młodzieżą jakiś niefortunny wzór do naśladowania, co czyniło go bardzo śmiesznym. Za przykładem brata, Emilka zrobiła także niechętną minkę.
— Alboż my nie dzieci? — spytała zdziwiona Sewerka.
— Nas takie rzeczy już nie bawią — wyrzekła Emilka, spoglądając na brata, choć z pewnością uśmiechały jej się zwykłe zabawy.
— A dawniej tak biegaliśmy razem.
— No tak, ale to było dawniej, parę lat temu — dorzucił Fredzio tonem wyższości. — Takie gry wy-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/78
Ta strona została skorygowana.