łodygami i wydobywała większe i mniejsze kartofle, przyczepione do nich cienkiemi korzeniami.
Słońce właśnie wyjrzało z za chmur i tak przypiekać zaczęło, że twarz Jagusi pokryła się kroplami potu. Wyprostowała się i obtarła go rękawem koszuli.
— Mogłabyś jej pomódz — odezwała się pani Sławska.
— Ja? — zawołała Sewerka cała zapłoniona.
— Czy ci to na myśl nie przyszło?
— Nie mamo. Skądżeby?
— Wiesz przecież, iż należy bliźniemu pomagać.
— Tak mamo! Jak spotkam ubogiego, zawsze mu daję jałmużnę. Gdy nie mam sama trzech groszy, to proszę babci albo mamy, ażeby mu dali.
— To dobrze, ale nie samą jałmużną można drugiemu pomagać. Jagusia zmęczyła się bardzo. Widzisz, ukopała już blisko pół opałki a ty stoisz i patrzysz.
— Ja się nie zmęczyłam — zawołała dziewczyna, zabierając się znów do roboty. — Oho! po deszczu kopać łatwo.
— Mamo! czy jabym potrafiła? — spytała Sewerka, spoglądając niespokojnie na matkę.
Zdawało jej się to rzeczą niepodobną, ażeby ona wzięła w rękę tę dużą motykę i dotykała czarnej ziemi, wygrzebując z niej kartofle.
— Jakto! nie potrafiłabyś? — wyrzekła pani Sławska. — Cóż to trudnego. Jagusia nie wiele star-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/8
Ta strona została skorygowana.