w południe, bo się może opalić, a panienka powinna dbać o swoją powierzchowność — dodała poważnie jak mała papużka.
Sewerka słuchając jej, otworzyła szeroko oczy.
— A moja mama i panna Julia pozwalają mnie i Anielce wychodzić o każdej godzinie i o każdej porze, nawet czasem bez kapeluszy. Kopiemy, pielemy, nawet raz kopałam kartofle.
— I pani Sławska o tem wiedziała? — spytał zdumiony Fredzio.
— Naturalnie. Mama dała mi za przykład Jagusię, córkę naszego fornala, która szła w pole po kartofle i powiedziała...
Sewerka zacięła się i zaczerwieniła. Mama powiedziała jej, że byłaby niedołęgą, gdyby nie potrafiła zrobić tak prostej rzeczy, ale spostrzegła się w porę, iż powtarzając to, byłaby niegrzeczna dla swoich gości.
— Cóż ci mama powiedziała? — spytała Emilka.
— Że... że powinnam jej pomódz.
— Komu? Ty Jagusi? I tyś pomagała?
— Ma się rozumieć. O! ja się i gospodarstwem zajmuję.
— Panna Eglantyna nie pozwala mi nigdy iść na dziedziniec folwarczny, ani rozmawiać z prostemi dziećmi, bo mogłabym nabyć złych manier.
— Ja też nie naśladuję sposobu mówienia Jagusi, ale przeciwnie, uczę ją.
— Czegoż?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/84
Ta strona została skorygowana.