biedna sierota, nie potrafiłabym się nigdy do nich przyzwyczaić.
— Bo my jesteśmy swoi — wyrzekła Sewerka — i ty jesteś swoja, a oni jakoś dziwnie obcy. Nie znam tej panny Eglantyny, ale jej niecierpię. To musi być straszna dziwaczka.
— Panna Eglantyna nie winna temu, jeśli nie nadaje się do naszych dzieci, do naszych stosunków. We Francyi byłaby może na swojem miejscu. Sposób jej wychowania odpowiada może tamtejszym wyobrażeniom i obyczajom. Dla nas jest niewłaściwy i jak dobrze zauważyła Sewerka, czyni dzieci obcemi we własnym kraju.
— Oh! jak to dobrze, że u nas niema żadnej panny Eglantyny, tylko jedyna, kochana, dobra panna Julia.
I obydwie całowały ją na wyścigi.
Kochana, dobra panna Julia miała przecież wiele kłopotu ze swemi uczennicami. Anielka popadała niekiedy w apatyczny smutek, naturalny w jej położeniu, szkodliwy jednak, bo kiedy wywołała go jakakolwiek okoliczność, zamyślała się nagle, nie uważała, co do niej mówiono, traciła czas daremnie.
Sewerka była znów w gruncie dobrą i rozumną dziewczynką, ale miała często fantazye i przypominała sobie czasy spędzone przy babci, kiedy to każda jej zachcianka była prawem, a wówczas przychodziły jej do głowy dziwne wybryki, któremi pani Sławska trapiła się bardzo, bo im goręciej kochała swoją jedy-
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/86
Ta strona została skorygowana.