Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/87

Ta strona została skorygowana.

naczkę, tem bardziej chciała ją widzieć wzorową we wszystkiem.
Któregoś pięknego dnia zimowego, gdy pola pokryte śniegiem iskrzyły się pod promieniami słońca, Sewerka i Anielka stojąc w oknie jadalnego pokoju, z którego widok był na dziedziniec, ujrzały szczególne widowisko: maleńkie saneczki futrem wybite, zaprzężone w dwa siwe osiełki. Powoził nimi Fredzio a Emilka siedziała przy nim rozpromieniona. Panna Eglantyna jechała dalej zwykłemi sankami, a doświadczony woźnica wraz z chłopcem stajennym nie spuszczał z oka saneczek dziecinnych.
— Co to? co to? jakie śliczne saneczki — zawołały panienki, chwytając co było pod ręką i wybiegając na ganek.
Ten cały ekwipaż był darem noworocznym bogatego wujaszka i małym Sanickim pilno było się nim pochwalić. Zaledwie przywitawszy się z panią Sławską, Fredzio z miną skończonego sportsmana zapraszał po kolei Sewerkę i Anielkę do swoich saneczek i woził je w około dziedzińca lub w aleję.
Radość z tego powodu była wielka. Potem panienki próbowały same kierować osiełkami i pokazało się, że Sewerka była z nich trzech najdzielniejszym woźnicą. Z tego powodu Fredzio dowodził, że będzie z niej znakomita amazonka. Opowiadał, że w Anglii i Francyi panienki w jej wieku jeżdżą na kucykach i na lato obiecywał urządzać w czasie wakacyi różne spacery. Cały krótki dzień zimowy cieszyły się dzieci tą zabawką, a gdy panna Eglanty-