przęgać koni, moje osiołki albo lepiej kucyki o których Fredzio mówił, służyłyby do tego.
— I stałyby próżno cały rok, dopóki panience nie przyszłaby fantazya ich użyć. Nie, moje dziecko, na tak kosztowną zabawkę nie namówisz mnie nigdy.
— A czyby to kosztowało tak drogo?
— Nie pytałam się i pytać nie będę, fantazya jest zawsze zbyt droga.
Sewerka nie przywykła do tak stanowczej odmowy, rozpłakała się a co gorzej rozdąsała.
— Jaka ja nieszczęśliwa — szlochała. — Mama mnie nie kocha, kiedy mi tak małej rzeczy odmawia.
Pani Sławska jednak wcale się temi łzami nie rozczuliła, przeciwnie wyrzekła surowo:
— Mówisz niedorzeczności, których słuchać nie myślę. Idź spać teraz, a przy wieczornej modlitwie proś Boga o rozum, bo popełniasz grzech ciężki, narzekając na swoje położenie.
Sewerka nie przywykła do tak surowych słów, z płaczem skierowała się ku drzwiom, ale nagle uczuła taki żal za swój postępek, iż zamiast odejść, pędem przybiegła do matki i zaczęła ją przepraszać.
— Nie gniewaj się, mamo — powtarzała. — Jak mogłam taką rzecz powiedzieć? Widzę dobrze, jak byłam zła, niemądra. Ale to także wina Fredzia. On mi ciągle mówi o różnych przyjemnościach, które mieć powinniśmy.
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/89
Ta strona została skorygowana.