Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/92

Ta strona została skorygowana.

— Trzeba poradzić się rozumu, a nie przyjmować nigdy cudzego zdania bez namysłu. Fredzio z pewnością nie przekonywał cię żadnem rozsądnem rozumowaniem. Swoim zwyczajem rzucał pewnie pochwytane niemądre frazesy, które moją córeczkę olśniły... z pomocą saneczek wybitych futrem i pary osiołków.
— Mamo, mamo! nie mów już tego. Ach Boże! jak to trzeba zastanawiać się nad wszystkiem.
— Prawda, trzeba się zastanawiać, to jedyny sposób ustrzeżenia się od błędów, niedorzeczności a niestety nieraz i złych czynów.
Sewerka odeszła od pani Sławskiej niby przekonana. Jednakże śniły jej się śliczne saneczki i Fredzio, a nawet tak miała niemi główkę nabitą, iż przyśniło jej się także, że takie same miała na własność i siedziała w nich z Anielką. Po obudzeniu zrobiło jej się bardzo smutno, że to był sen tylko.
Chociaż czuła, że to było brzydko, zazdrościła małym Sanickim kosztownego cacka a nawet pragnęła w głębi duszy, żeby śnieg prędko zginął, jedynie dla tego, że wówczas nie mogliby używać saneczek. Nieraz z trwogą patrzała na drogę, czy nie zobaczy tego ładnego ekwipażu, o którym zapomnieć nie mogła. Zastanowienie nic tu nie pomagało. Za nic w świecie nie byłaby wypowiedziała tak szkaradnego życzenia, niemniej życzenie to odczuwała i mimowolnie było jej bardzo przykro.
To też, gdy którejś pięknej niedzieli pani Sławska powiedziała, że państwo Saniccy zaprosili ją