Sewerka zarumieniła się mimowolnie, bo przelękła się, czy nie odgadł jej skrytej zazdrości.
— Jakto! jakto? — spytała.
— Wujaszek wie przecież dobrze, iż sanna u nas jest krótkotrwała, przysłał więc taki powozik, który może służyć w każdej porze. Są do tego koszyczka koła, a zamiast futra, wkładają się dywaniki a wtedy jest jeszcze śliczniejszy. To też wyglądamy z Emilką niecierpliwie, żeby śnieg zginął a wówczas przyjedziemy do was nowym ekwipażem.
Sewerka oniemiała. Czuła, że coś powiedzieć należy, a w tej chwili nie mogła wynaleźć nic innego nad słowa:
— Jaki wasz wujaszek dobry.
— A jaki bogaty — zawołał Fredzio z zapałem. — Obiecał przysłać nam w lecie kucyka z siodełkiem. A jaki ma świetny apartament w Warszawie, co tam ślicznych rzeczy. Kiedy jesteśmy u niego, to się pyta codzień, jaką chcemy leguminę na obiad i codzień dostajemy pudełka cukierków, aż mama prosiła, żeby ich nie kupował, bo możemy się pochorować.
— Ach! jak to dobrze mieć takiego wujaszka.
— Kupuje nam loże, prowadzi do teatru, do cyrku, wozi na spacery. A takie ma śliczne konie, że jak niemi jedzie po Warszawie, to się wszyscy oglądają.
— Jakież są te konie?
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/97
Ta strona została skorygowana.