— Takie dziwne bułanki, zupełnie różowawego koloru, a takie ogniste, lecą jak wiatr, ledwie je może Maciej utrzymać, woźnica wujaszka, chociaż słynie ze swojej siły.
— Choiałabym choć zobaczyć takie konie — mówiła Sewerka, która słysząc te opowiadanie, oczy szeroko otwierała.
Fredzio prawił też dalej o wszystkich przyjemnościach, jakie on i siostra zawdzięczali wujowi. Spodziewał się, że w jesieni zabierze ich do kąpieli morskich, tylko niewiadomo, jak to będzie ze mną — dodał zafrasowany — bo od wakacyi ojciec chce mnie oddać do szkół. A u nas szkoły zaczynają się tak wcześnie, właśnie kiedy jest najświetniejszy sezon kąpielowy.
Fredzio był w tych rzeczach doskonale powiadomiony, a Sewerka słuchała go z coraz większem zajęciem. Już teraz jego przesadzony sposób mówienia nie wydawał jej się wcale śmieszny, przeciwnie, imponowały jej wyszukane wyrazy, miny, udawanie dorosłego. Fredzio uszczęśliwiony też wrażeniem, jakie sprawiał, występował coraz śmielej. Przyznał się, iż przenosi francuski język nad własny, że jest on daleko więcej elegancki niż polski, i dla tego to używają go ogólnie ludzie wykwintni. Wuj jego i wujenka mówili nim zawsze.
Naturalnie zaczęli oboje w skutek tej rozmowy mówić po francusku i tak zajechali przed dom.
Anielka, która stała z Emilką, gotowa z kolei do wsiadania, uśmiechnęła się nieznacznie. Sewerka
Strona:PL Waleria Marrene Morzkowska Sewerka.djvu/98
Ta strona została skorygowana.