czystej mowie, a wreszcie w wyrzekaniu innych na zachłanność polszczyzny. Wyrzekano niekiedy na grubość języka polskiego, jego rubaszność; mówiono o nieforemności, niesposobności i »zatrudnieniu« naszej mowy, która na dworskie mówienie, t. j. pewną wykwintność stylu i wysłowienia, długo zebrać się nie mogła. Nikt tak często o tych niedomaganiach polszczyzny nie wspominał, jak ten, który często z niemi się zmagał, a często ich zmóc nie zdołał, — Mikołaj Rej.
Więc jeżeli w pierwszej połowie szesnastego wieku napotykaliśmy tak często wyznania autorów i drukarzy, że do rozmnożenia pisma polskiego chcieliby się przyczynić, to około połowy stulecia i w drugiej jego połowie napominania, aby Polacy język swój narodowy gorliwszą otaczali opieką, bynajmniej nie milkną, lecz powtarzają się z niemniejszą natarczywością. Snują się one przez wszystkie Reja utwory. W Postylli z r. 1557 jest pełno tych upominań; biada tu Rej nad »czartowskiem« zgnieceniem języka polskiego w kościele, »aby temu prostaczkowie zrozumieć nie mogli«; nad tem, że w kościele katolickim »pienie kościelne i pisma i inne nauki rozlicznemi języki były szafowane«, tylko nie polskim. Przypomnieć warto że w protestanckim obozie często się upominano o wprowadzenie języka narodowego nawet do liturgji, jak to czynił między innymi Modrzewski; że kościół tam uchodził za głównego wroga narodowych języków, z których używania w sprawach religji miały rzekomo wypływać herezje[1]. Szlachta skarżyła się na jednym sejmiku ówcześnie: »ta też nam się wielka krzywda widzi od księży, albowiem każdy naród ma w swym języku pisma, a nam
- ↑ »Quod illine velut ex fontibus haeresium rivos profluere suspicantur«, — czytamy w przedmowie do wydania Erazma: De conscribendis epistolis, dokonanego przez Scharffenberga i Wietora w Krakowie r. 1523. Przedmowa ta zwraca się do Jodoka Deciusa.