księża każą głupimi być«. Rej w Postylli swej usiłował przekonać króla, że z częstszego używania mowy polskiej wypadnie wielka chwała i korzyść Bogu, królowi i społeczeństwu[1]. W Wizerunku z r. 1558 czytamy znów skargę: »Niedbalszych ludzi niemasz jako Polacy, a coby się w swym języku mniej kochali«. — Wreszcie w Żywocie z r. 1568 znowu czytamy: »wszyscy narodowie językiem swym pisali; jednochmy w swym języku prawie zadrzemali«. Szereg tych utyskiwań moglibyśmy pomnożyć wypisami z innych pisarzy.
Zaczynała się od połowy panowania Zygmunta zwolna poprawa. Ale ci, co po polsku pisali, poczuwają się do obowiązku usprawiedliwiania swego śmiałego kroku. Pewna nieśmiałość autorów często jest widoczna. Uderza aż do połowy wieku ukrywanie nazwisk pisarzy w tytułach pod pseudonimami albo inicjałami. Ani Bielski, ani nawet Rej częstokroć nie wypisywali własnego nazwiska, lub początkowemi literami nieco je przysłaniali. W pismach poruszających sprawy i rozterki religijne taka ostrożność była może potrzebną. A z drugiej strony w materjach religijnych i polemice religijnej język polski się zalecał, jeżeli autor chciał wśród szerszej publiczności znaleźć oddźwięk i zrozumienie. Dlatego też Marcin Kromer, autor piszący zresztą wyłącznie po łacinie, odstąpił od tej zasady w swych pięknych Rozmowach Dworzanina z Mnichem, z lat 1551 — 54, aby skuteczniej zwalczać kacerstwo i aby do tych przemówić, co »łacińskiego pisma nie czytają«. Zapewne teologom i uczonym nie przypadało to do smaku; dlatego później sam Kromer zakrzątnął się około łacińskiego tych Rozmów przekładu. Kiedy Stanisław Orzechowski puścił się na polskie polityczne i kościelne trak-
- ↑ Por. teraz Kolbuszewskiego, Postyllografja polska XVI i XVII w., mian. str. 57 i 60.