tak długie wieki«. Odtąd kazania polskie zaczęły, według Długosza, rozbrzmiewać nietylko po miastach, lecz i po wsiach całego królestwa. Kazań jednak polskich z piętnastego wieku znamy mało. Działo się tutaj niewątpliwie to, co się działo w całym świecie: kaznodzieja mówił do ludu w narodowym języku, kiedy zaś następnie zamierzył słowa swe ubrać w formę literacką, natenczas przyodziewał je w szatę powszechnego, kościelnego języka i spisywał je po łacinie[1]. Z nazwisk wybija się w Polsce nazwisko Pawła z Zatora. W r. 1454 fundował Zbigniew Oleśnicki stałe beneficium i stanowisko kaznodziei w kościele katedralnym krakowskim. Miał on przemawiać po polsku, a Paweł z Zatora, który słynął już ze swej polskiej wymowy, wstąpił jako pierwszy na to nowe stanowisko.
Orzechowski dopatrzył się i dosłyszał w swojem pokoleniu wielkiego wzmożenia się wymowy i wymienił ze szczególnem uznaniem Dominikanów: Łukasza Lwowczyka i Malchera z Mościsk. Sam wreszcie o swej wymowie mówił, że swoje kaznodziejskie natchnienia czerpał nie z książek, lecz z głębin myśli i serca wystraszonego o dolę ojczyzny. »To, co się drugdy mówi albo pisze, ja mam nie tak z wielkiego czytania, albo z jakiej osobliwej nauki,... jako z ustawicznego myślenia i z bojaźni wielkiej«. Nie teorje retoryczne, lecz osobiste uczucia zrobiły go mówcą.
Ale choć narodowe języki zdobywały swe prawa na kazalnicy, przyjętym było obyczajem, że przy wielkich i uroczystych obchodach rozbrzmiewał głos kaznodziejski po łacinie. U nas oczywiście takie same panowały porządki; przekonamy się jednak, że często wyłamywano się z pod nich i uświęconej tradycji. Długosz wyraźnie poświad-
- ↑ Por. Lecoy de la Marche: La chaire franc. au moyen âge, Paris 1886, str. 263, i moją Historję Uniw. krak. I, 285 i nast.