Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/111

Ta strona została przepisana.

przed wieżą Westbrunflat, gdzie oddaną została pod straż staréj kobiety, któréj syn był właścicielem obronnego zamku, i wprawdzie ściśle strzeżoną, ale złego nie doznała obejścia. Żadna prośba nie zdołała skłonić staruszki do objaśnienia Izabeli o powodach jéj gwałtownego wykradzenia i uwięzienia w téj bezludnéj wieży.
Zjawienie się Ernseliffa i licznego hufca jedźców zatrwożyło rozbójnika. Wydawszy już rozkaz wrócenia Gracy Armstrong jéj rodzinie, nie wpadł na myśl, że dla niéj nieprzyjemnemi odwiedzinami go zaszczycają. Ujrzawszy zaś na czele hufca Ernseliffa, o którego miłości ku Izabeli w sąsiedztwie sobie podszeptywano, nie wątpił, że uwolnienie jéj jedynym jest zamiarem natarcia na zamek. Bojaźń o złe skutki dla siebie, stała się powodem wypuszczenia na wolność uwięzionej; o czém bliższe szczegóły jużeśmy opowiedzieli.
W chwili, kiedy Elisław usłyszał tentent koni, które jego córkę uniosły, upadł na ziemię. Sługa silny, młody chłopak, który prawie pokonał łotra, z którym walczył, zaprzestał utarczki i przybiegł na pomoc panu, którego śmiertelnie rannym być rozumiał. Dwaj zbójcy natychmiast zaniechali dalszéj walki, pobiegli w gęstwinę, rzucili się na konie, i czém prędzéj gonili spólników. Tymczasem uczciwy Dixon z radością dostrzegł, że pan jego nie tylko żyje, ale nawet nie zraniony. W utarczce zbyt daleko się zapędził i zdało się, że w momencie gdy na przeciwnika dzielnie nacierał, potknąwszy się na korzeń drzewa, upadł. Jego rozpacz ze zniknięcia córki była tak wielka, że z Dixonem mówiąc, kamieniowi nawet łzy by wycisnął, a bolesne uczucia i płonne usiłowania wykrycia śladu rozbójników tak go wysiliły, że znaczny czas upłynął, zaczem do domu powrócił i swoich przyjaciół o nieszczęsnym przypadku zawiadomił.