Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/112

Ta strona została przepisana.

Całe jego postępowanie było zachowaniem się rozpaczającego człowieka.
— Nie pocieszaj mnie Sir Fryderyku, — mówił niecierpliwie: — Nie jesteś ojcem — ona moje dziecię, może niewdzięczne, ale zawsze moje dziecię, jedyne moje dziecię. Gdzież Miss Iderton? Idź Dixonie! zawołaj Rateliffa, powiedz, żeby natychmiast do mnie przyszedł!
Ten, o którym mówił, właśnie wstąpił do pokoju.
— Słyszysz Dixonie! — daléj mówił zmienionym tonem: — powiedz że proszę pana Ratelifa, ażeby był tak łaskaw i przybył do mnie dla pilnego bardzo interessu. Ach! przydał jakby go dopiero spostrzegł, — twoja to rada w téj srogiéj klęsce może dla mnie stać się zbawczą.
— Jakie zdarzenie tak cię przeraziło panie Vere? zapytał Rateliff poważnie.
Kiedy Elisław z najżywszém uczuciem boleści, opowiada mu przygodę dzisiejszego dnia, korzystajmy z pory obeznania czytelnika ze stosunkiem w jakim ci dwaj mężowie względem siebie zostawali.
Pan Vere Elisław za młodu wiódł rozpustne życie; w późniejszych latach dał się uwieść równie niebezpiecznéj ambicyi, i w obu okresach prowadził życie niezmiernie rozpustne, bez względu na coraz uszczuplający się majątek, chociaż w chwilach opamiętania, uchodził za nieużytego, skąpego i chciwego. Gdy stosunki jego z przyczyny dawniejszego marnotrawstwa bardzo się rozprzęgły, udał się do Anglii, gdzie znalazł sposobność zawarcia korzystnego związku małżeńskiego. Przez wiele lat był oddalonym od swoich dóbr. Znienacka i niespodzianie powrócił wdowcem w towarzystwie córki, mającéj podówczas dziesięć lat. Odtąd jego wydatki zdawały się w oczach prostych mieszkańców ojczystych gór, być nieograniczonemi. Domyślano się, że zaszedł w długi, wszelako nie poprze-