Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/115

Ta strona została przepisana.

miętności, którą śmiał powziąść ku mojéj córce; oto przy swojéj przyjaciółce powiada mu, że gorliwie służy jego sprawie, ale że ma w osadzie przyjaciela, który mu jeszcze skuteczniéj służy. Uważaj nadewszystko na podkreślone miejsca, panie Rateliff, gdzie to natrętne dziewczę śmiałe środki jemu zaleca, z zaręczeniem, że jego zaloty za obrębem dóbr Elisława, wszędzie pomyślnym uwieńczone będą skutkiem.
— A więc pan sądzisz z tego romansowego listu, bardzo romansowego dziewczęcia, — odrzekł Rateliff, — że młody Ernseliff wykradł twoją córkę i dopuścił się tego haniebnego czynu z czynniejszéj pomocy od téj, jakiéj mógł się od Eucyi Iderton spodziewać?
— Cóż innego myśleć mogę? — odpowiedział Elisław.
— Cóż innego można myśleć? — ozwał się sir Fryderyk, — któż inny mógłby mieć powód do takiéj zbrodni.
— Gdyby tu szło tylko o prostą napaść, — odezwał się Rateliff zimno, — łatwo innych ludzi znaleśćby można, oswojeńszych z podobnemi obrzydliwościami i również dostateczne mających pobudki do uknowania takich czynów. — Ale postać rzeczy zmienia się zupełnie, jeżeli przypuścimy, że osądzono za stosowniejsze przenieść Izabelę na inne miejsce, gdzieby jéj skłonnościom więcéj przymusu zadać można było, niż to dotąd było pod dachem zamku Elisława? Cóż mówi sir Fryderyk na to przypuszczenie?
— Ja mówię, — odpowiedział sir Fryderyk, — że jakkolwiek pan Vere chce znosić od pana Rateliffa urazy zupełnie niezgodne ze swojem położeniem, ja nigdy nie ścierpię, ażeby ta śmiałość rozciągała się aż do mnie, bądź słowem, bądź spojrzeniem.