— A ja mówię, — ozwał się młody Mareschal de Mareschal Vells, który także był gościem w zamku, żeście wszyscy oszaleli, stojąc tu i kłócąc się zamiast ścigania łotrów!
— Ja już moich służących wyprawiłem, — powiedział Vere, — z pogonią. — Chciejcie ze mną udać się i także tropić złoczyńców.
Usiłowania wszystkich były bezskuteczne, podobno dlatego, że na przedstawienie Elisława szukali śladu na drodze prowadzącéj do zamku Ernseliffa, w domniemaniu, że posiadacz jego jest sprawcą zamachu. Dążyli więc w kierunku zupełnie przeciwnym stronie, jaką puścili się rozbójnicy. Wieczorem wrócili zmordowani i stroskani. Tymczasem zeszli się jeszcze inni goście z zamku, a opowiedziawszy smutny przypadek, jaki gospodarza w tym dniu spotkał i nowi goście dziwiąc się śmiałości napadu, podzielali jego boleść, aż wreszcie rozprawy o spisku stanu, którego stanowczy wybuch w każdéj chwili był wyglądany, położyły koniec wspomnieniom świeżo doświadczonego zdarzenia.
Kilku ze szlachty, do tego powstania należącéj, było religii katolickiéj, wszyscy wierni jakobiści, których nadzieje teraz właśnie do najwyższego doszły szczytu, gdyż codziennie spodziewano się wylądowania z Francyi wojska w sprawie pretendentów Szkockich. Przy bezbronnym zaś stanie zamków i kraju w ogólności, szczególniéj zaś przy powszechnéj niespokojności jéj mieszkańców, wylądowanie to mogło sobie wróżyć wielkie powodzenie. Rateliff, który się nie mieszał do narad nad tym przedmiotém odbywanych, ani był wezwanym do zasiadania na nich, oddalił się tymczasem do swego pokoju. Miss Iderton była od towarzystwa niby honorowem uwięzieniem odłączoną, póki, jak Vere mówił, bezpiecznie do ojcowskiego domu
Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/116
Ta strona została przepisana.