Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/127

Ta strona została przepisana.

wagę wyrządził, nie dała się objaśnić tylko domniemaniem, że dobrze wie, iż jego uczestnictwo w porwaniu Izabeli dla każdego jest tajemnicą, oprócz Elisława i jego córki.
Dla tego licznego i mieszanego towarzystwa zastawiono ucztę, złożoną nie jak gazety wyrażać zwykły, z przysmaków pory roku, lecz z posilnych obfitych mięsiw, pod których ciężarem stół się uginał. Ale wesołość nie jednoczyła się z wyśmienitym bankietem; na niższym końcu stołu siedzący, zrazu zdali się uczuwać w tak wyborowem towarzystwie wymuszoność i ckliwość, lecz nudy ztąd wypływające, rozpędziło zaraz wezwanie do godów bankietowych, którego spełnić nie wahali się i chwili. Nieme też posiedzenie, wkrótce zamieniło się na gawędę, a nawet ochocze wrzaski.
Ale wódka i wino nie potrafiły rozweselić umysłu zajmujących miejsce u góry stołu. Czuli ową bojaźń, która nas często ogarnia, gdy mamy rozpaczliwe spełnić postanowienie, postawiwszy siebie w położeniu, w którém zarówno trudno jest iść naprzód, lub wstecz. Przepaść wydała się tém głębszą i niebezpieczniejszą, im bardziéj zbliżali się do jéj brzegu i każdego ogarnął dreszcz, na myśl, kto ze sprzymierzonych, wtrąci się pierwszy do otchłani. To wewnętrzne poczucie bojaźni i wstrętu objawiło się rozmaitym sposobem, w miarę rozmaitych skłonności i widoków gości obecnych. Jedni wyglądali poważnie, drudzy śmiesznie: jedni spoglądali z obawą na próżne miejsca u góry stołu, przeznaczone dla członków spisku, których przezorność przemogła nad zapałem dla sprawy, i którzy w téj bliskiéj chwili z narad usunęli się: drudzy zdali się porównywać znaczenie i moc przytomnych i nieprzytomnych. Sir Fryderyk Langlej był roztargnionym, ponurym i markotnym, Elisław zaś tak widocznie wysilał się na wznie-