Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/131

Ta strona została przepisana.

jarzmo, i przeklęty niech będzie stary Wilhelm, ten pierwszy, któremu ucisk winniśmy.
— Niech dyabli wezmą strażnika, — krzyczał stary kontrabandzista. — Własną ręką kark mu skręcę!
— Niech czart porwie policyanta! — znów zaczął Westburnflat, — każdemu policyantowi w łeb palnę nim zaświta.
— Czyż zgodzimy się przecież na to? — rzecze Elisław, — gdy krzykacze na chwilę umilkli, aby dłużéj nie znieść takiego stanu rzeczy.
— Wszyscyśmy zgodni, — odpowiedzieli goście.
— Nie tak zupełnie, — odezwał się Rateliffe — Wprawdzie nie tuszę sobie, abym stłumić miał gwałtowne wzburzenia, które tak nagle całe towarzystwo ogarnęło, ale proszę przyjąć moje niniejsze objawienie, że pod żadnym pozorem nie zgadzam się na wszystkie tu wyrażone zażalenia, i że się zupełnie oświadczam przeciw nierozsądnym środkom, których użyć myślicie dla zaradzenia mniemanym niedogodnościom. Łatwo mi przypuścić, że wiele co tu mówiono przypisać należy chwilowemu zapałowi, albo żartowi, lecz są takie żarty, które prędko wychodzą na jaw, i nie powinniście zapominać panowie, że ściany mają uszy!
— Prawda może, że ściany mają uszy, — odpowiedział Elisław, — spoglądając na niego ze złośliwym tryumfem, lecz szpieg domowy prędko może się uszu pozbyć, jeżeli podobny ptaszek odważy się dłużéj mieszkać w domu, gdzie jego przybycie było przywłaszczonem natręctwem, a jego postępowanie samowolnem do wszystkiego wtykaniem się, i który dom opuści jak zawstydzony żak, jeżeli sam wprzód się tego nie domyśli.
— Panie Vere, — odpowiedział Rateliff z zimną pogardą, — dobrze to rozumiem, że skoro moja przytomność stanie ci się bezpotrzebną, czém z nierozsądnym zamie-