Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/132

Ta strona została przepisana.

rzonym krokiem stać się musi, będzie ona równie niebezpieczną jak ci była nienawistną. Ale mam protektora możnego, i byłoby ci nie miło, gdybym przed szlachtą i ludźmi honoru wyłuszczyć chciał szczególne okoliczności, które były przyczyną naszych bliższych stosunków. Zresztą cieszę się, że otwarcie wynurzyłeś swe zdanie, a spodziewając się, że pan Mareschall i kilku innych panów całość moich oczu i mego gardła téj nocy strzedz będą, mam zaszczyt oświadczyć, że twój zamek dopiero jutro rano opuszczę.
— Niech tak będzie, — odpowiedział Vere, — Jesteś zupełnie bezpiecznym od mego gniewu, bo nie jesteś go godnym, lecz nie żebym się lękał, abyś tajemnicy domowych nie zdradził. Wszelako przestrzegam cię, dopilnuj się dla własnego twego dobra. Co do ranie, mogę cię zaręczyć, że twoje spółdziałanie, albo pośrednictwo, mało temu przydać się może, który chce wszystko zyskać lub wszystko stracić, gdyż albo prawna słuszność, albo niesłuszne przywłaszczenie odniosą zwycięstwo w walce, które wkrótce nastąpi. Bądź zdrów.
Rateliffe rzucił spojrzenie na niego, które Vere ledwo mógł znieść; powstał, ukłonił się towarzystwu i opuścił pokój. Ta scena zrobiła na większéj części obecnych wrażenie, które Elisław usiłował zatrzeć, wracając do przedmiotu w rozprawie będącego. Wypadkiem nareszcie ostatecznym po długiéj gadaninie zagorzałych obrad, był bezpośredni wybuch spisku. Elisława, Mareschalla i sir Fryderyka Langlej, mianowano naczelnikami i upoważniono do kierowania dalszemi czynnościami.
Oznaczono miejsce, na którem wszyscy zgromadzić się nazajutrz przyrzekli, z tylą towarzyszami i przyjaciółmi, ile każden dobrać potrafi. Niektórzy goście oddalili się dla poczynienia potrzebnych przygotowań; Elisław prze-