— Powiedz mi go, zaklinam cię najdroższy ojcze, jakież może być jego żądanie, którego nie mielibyśmy spełnić, dla uchronienia się od ciosu jakim ci zagraża?
— O tém Izabelo, — rzekł Vere uroczystym tonem, — dopiero się dowiesz, kiedy głowa twego ojca spadnie z katowskiego rusztowania. Wtenczas to usłyszysz, że była ofiara któraby ojca ocalić zdołała.
— A dla czegóż mi teraz jéj nie odkryjesz? Czy myślisz że się będę wahała poświęcić swoje szczęście dla twego ocalenia? Alboż chcesz aby wieczna zgryzota sumienia dostała mi się po tobie w spadku żeś zginął, kiedy jeszcze był sposób zaradzenia nieszczęściu?
— Moje dziecię, — odpowiedział Vere, — jeżeli więc nalegasz abym ci powiedział to cobym tysiąc razy wołał pokryć wieczném milczeniem, muszę ci wyjawić, że o żadnym innym okupie wiedzieć nie chce jak o twojéj ręce, abyś ją jeszcze dziś przed północą mu oddała.
— Dziś wieczorem ojcze, takiemu człowiekowi, potworowi który grozi ojcu życiem aby pozyskać córkę! Niepodobna!
— Masz słuszność moje dziecię, niepodobna. Nie mam też prawa żądać takiéj ofiary. Wszak to koléj natury aby starzy umierali i szli w niepamięć, a młodzież żyła i była szczęśliwą.
— Ojciec mój umrzeć ma, a dziecię jego może go ocalić! — odezwała się Izabela jakby w obłąkaniu. — O! nie najdroższy ojcze! to niepodobna. Chcesz tylko mię zniewolić do ziszczenia twoich życzeń. Wierzę w to że pragniesz mojego szczęścia, ale ojcze przyznaj, że wszystko co mi tu powiedziałeś, było tylko wypływem twéj gorącéj chęci, aby mnie zniewolić do małżeństwa w którem upatrujesz wszystko, co tylko dobry ojciec dla ukochanéj przez siebie córki życzyć może.
Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/143
Ta strona została przepisana.