Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/151

Ta strona została przepisana.

nie odważyła, gdyby nie gwałtowne wzruszenie które mną. całą zawładnęło. Wiem dobrze, że człowiek ten pomiędzy pospólstwem uchodzi za istotę która nadzwyczajną posiada władzę i przestawa z mieszkańcami innego świata. Wprawdzie do gawęd tych żadnéj nie przywiązuję wiary, ale gdybym nawet im wierzyła, to zapewnić cię mogę panie Rateliff, że i w takim razie pomocy nie żądałabym od istoty, mającéj stosunki potępione przez kościół.
— Mam nadzieję, że mnie znasz tyle panno Vere, iż nie posądzisz o wiarę w podobne baśnie.
— Jakimże więc sposobem osoba tak dziwaczna i tajemnicza, może posiadać władzę udzielenia mi pomocy?
— Mis Vere, — odezwał się Rateliff po chwilowym namyśle. — Uroczysta przysięga skłania mnie do zachowania tajemnicy. Bez szczegółowego zatém objaśnienia, powinnaś mi zaufać i wierzyć jako niezdolnemu do lekkomyślnéj jakiéj bądź czynności, że ów tak niepozorny człowiek, rzeczywiście posiada możność odwrócenia wiszącego nad tobą nieszczęścia, jeżeli prośbą o czém nie wątpię, zdołasz poruszyć jego twarde serce.
— Wszystko to dobrze, ale panie Rateliff możesz sam mylić się, chociaż wymagasz nieograniczonéj z méj strony ufności.
— Nie panno Vere, nie mylę się, wreszcie przypomnij sobie zdarzenie z biednym wieśniakiem Haswelsem gdy mnie prosiłaś, abym wymógł na ojcu twoim przebaczenie dla biedaka za obrazę jakiéj od niego doznał. Zrobiłem to chociaż wątpiłaś w pomyślny skutek mego wstawienia się.
— Tak, rzeczywiście, i nie mogłam się wydziwić żeś zdołał to uskutecznić.
— Przypomnij sobie jednak, że wówczas już żądałem