Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/152

Ta strona została przepisana.

od ciebie panno Vere, abyś nie starała się dociec źródła mego na ojca wpływu.
— Prawda panie Rateliff.
— Jeżeli zatém i wówczas nie zawiodłem twoich nadziei, to i teraz zaufaj mi a zaręczam że tego nie pożałujesz.
— Niechże i tak będzie panie Rateliff, zawsze jednak sposób życia tego człowieka, jego niepohamowana niczem nienawiść ludzi, sama wreszcie potworna postać, muszą przeciw niemu niekorzystnie uprzedzać, chociażby nawet posiadał władzę jaką, mu przyznajesz.
— Zapewne, ale rozważ panno Vere, że człowiek ten był wychowany w zasadach wiary katolickiéj, a wiadomo ci że między katolikami znajdują się tysiące, którzy zrzekłszy się znaczenia i wpływu, obrali ustronne zacisza często jeszcze bardziéj puste i samotne, niż miejsce przez naszego pustelnika obrane.
— Ale u niego to odsunięcie się zupełne od ludzi nie wynikło podobno z religijnego powodu.
— Tak jest panno Vere, wstręt jedynie do świata i ludzi był głównym tego powodem. Powiem ci nadto, co mi mówić wolno, że był dziedzicem wielkiego majątku jaki rodzice powiększyć jeszcze zamierzyli przez ożenienie go z bliską krewną, którą w tym celu umyślnie w domu swoim wychowywali. Znając jego postać, możesz łatwo domyślić się, jak ta panienka zamierzony z sobą związek uważała. Do widoku jednak jego przyzwyczajona nie okazywała odrazy, a rodzice i przyjaciele sądzili, że szczere i pełne poświęcenia przywiązanie jakiem ją darzył, jego rozum, nauka i niepospolite przymioty duszy, przemogły nad wstrętém który we wszystkich obudzał, a więc nie obcy i dla jego ukochanéj.
— Czyż więc nie mylili się w swoich przypuszczeniach?