Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/157

Ta strona została przepisana.

dzonéj mu szlachetności i przedstawiać zawsze jako niepokonany niczém nieprzyjaciel rodu ludzkiego, pragnący jego zagłady i zniszczenia.
— I to panie Rateliff, nowym jest dowodem pomieszania zmysłów.
— Nie panno Vere. Że wyobraźnia tego biedaka jest chorobliwą, nie przeczę, bo nawet jak powiedziałem, czasami ogarniają go takie rozdrażnienia, jak u człowieka zmysłów pozbawionego: ale to są wypadki nadzwyczajne, rzadko trafiające się, a ja tu mówię o jego zwyczajnym umysłowem usposobieniu. Ten rzeczywiście jest stargany ale nie zniszczony. Przejścia między temi stanami umysłowemi są jak mrok między dniem i nocą. Dworak, który marnotrawi majątek, dla dostąpienia godności, która mu się na nic nie zda, lub dla zjednania wpływu, którego przyzwoicie użyć nie umie; sknera, który skarby nagromadza, i marnotrawca, który je traci, wszyscy mają stopień szaleństwa. Toż samo stosuje się do złoczyńców, którzy się dopuszczają okropnych zbrodni, kiedy tymczasem nad pokusą do nich w umiarkowańszym umyśle, zgroza doznana przed wykonaniem, lub obawa zostania odkrytym i ukaranym, zwycięztwo odnoszą. Wszystkie gwałtowne namiętności, mogą się zwać krótkiem pomieszaniem zmysłów.
— Tego wszystkiego uczy może filozofia panie Rateliffie, ale nie miéj za złe, że nie dodajesz mi odwagi szukać o téj późnéj godzinie człowieka, którego zdziczały umysł ty sam umiesz tylko w złagodzonym przedstawić świetle.
— Przyjm więc, — odpowiedział Rateliff, — uroczyste moje słowo, że na najmniejsze nie narażasz się niebezpieczeństwo, lecz czegom się dotąd wahał ci powiedzieć, przez obawę nabawienia cię niespokojności, nie mogę