Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/169

Ta strona została przepisana.

moich nie wyszło słowo, któregobym ręką swą nie poparł.
I potém zwracając się do Izabeli, mówił dalej:
— Powiedz zatém piękna kuzynko, czy z własnéj woli, chęci i postanowienia obierasz tego szlachetnego rycerza za swego małżonka? Bo jeżeli tak nie jest, to zaklinam się na honor i sumienie, że akt nie zostanie dopełniony, choćby z tego Bóg wie co wypadło.
— Czyś oszalał Mareschallu, — zawołał Elisław z oburzeniem. — czyż możesz przypuszczać, abym własną córkę skłaniał do małżeństwa nie zgadzającego się z jéj wolą i życzeniem?
— Nie dziw się Elisławie memu zapytaniu wprost do kuzynki zwróconemu, — odrzekł Mareschall bacznie wpatrując się w Izabelę stojącą jak posąg bez poruszenia. Upoważniają mnie do tego jéj oczy zalane łzami i jéj lica bielsze od sukni, którą ma na sobie; przyznasz zatém, że podejrzenie przymusu, jakiemu zdaje się ulegać, zupełnie tu jest usprawiedliwione i dlatego domagam się przez samą ludzkość, aby akt małżeństwa do jutra został odłożony.
— Jeżeli zatém koniecznie, — odezwał się Elisław tłumiąc gniew nim miotający, wtrącasz się panie Mareschall do rzeczy, która do ciebie zupełnie nie należy, to niechże sama Izabela ci powie, że pragnie aby obrządek natychmiast się odbył. Czyż nie tak moje kochane dziecko?
— Tak jest, — odrzekła Izabela ledwo dosłyszanym głosem, a szeptém już niewyraźnym dodała:
— Kiedy ani od Boga, ani od ludzi nie mogę się spodziewać pomocy.
Mareschall podniósł ramiona z niechęcią i stanął na uboczu, Elisław poprowadził córkę do ołtarza zaledwie iść mogącą, a Fryderyk stanął obok niéj z widoczném za-