Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/172

Ta strona została przepisana.

twierdzą, miał dawno umrzeć w więzieniu, czyś samozwaniec przywłaszczający sobie jego imię, zawsze jesteś dla nas podejrzaną istotą i dla tego musisz nam wytłomaczyć się z twego niepojętego dla nas zjawienia się w chwili tak ważnéj i uroczystéj. — Ajentów czy szpiegów cierpieć nie możemy, przyjaciele schwytajcie go!
Ale słudzy przestraszeni wahali się z wykonaniem danego rozkazu, Fryderyk więc sam podsunął się ku Karłowi i w chwili kiedy wyciągnął rękę dla uchwycenia go za piersi, Halbert wystąpił z tłumu i koniec ostréj halabardy przyłożył do piersi Fryderyka.
— Ani jednego kroku nie waż się daléj postąpić, — zawołał Halbert, ani się dotknąć choćby jednym palcem zacnego Elzendera. Dobry z niego sąsiad i nigdy przyjaciela nie opuszcza w potrzebie, a oprócz tego kochanku muszę ci powiedzieć, że choć wydaje się słabym niedołęgą, to gdybyś poszedł z nim w zapasy, porwałby cię jak kurczę i tak ścisnął, żeby ci krew z za paznokci wypłynęła. Daj mu pokój, zuch z niego jakich mało.
— To ty Halbercie? — zapytał Mareschall, — zkądże się tu wziąłeś?
— Przybyłem tu z niemi trzydziestu krewniakami i z poczciwym Elzenderem, w imieniu własnem, a jeżeli chcecie w imieniu króla czy królowéj, aby pilnować spokoju, tak przez wszystkich uczciwych ludzi upragnionego. Wreszcie za staraniem Elisława straciłem całe swoje mienie, przyszedłem też aby mu oddać piękne za nadobne. On mi śniadanie wyprawił, ja mu wieczerzę przygotowałem, a musicie ją spożyć, choćbyście moi panowie wszyscy jak tu jesteście, do mieczy się zerwali. — Domek ten był bez najmniejszéj straży, drzwi zastaliśmy w nim wszystkie otworzone, wojownicy wasi byli trunkiem odu-