Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/18

Ta strona została przepisana.

obok siebie w dziedziniec karczmy i razem zakończyli głosem donośnym rozmowę temi słowy: „Bóg wie, co się w tym czasie z jagniętami stanie.“
Gospodarz spostrzegłszy podróżnych przyskoczył, zatrzymał konia pańskiego za cugle; uśmiechnął się uprzejmie, a tymczasem parobek tęż samą uczynił usługę towarzyszowi. — Gospodarz powitał pana, i niedawszy mu nawet odpocząć zapytał, jakie mają nowiny?
— Nowiny? — odpowiedział dzierżawca, — śliczne nowiny! jeżeli owce ocalimy, będziemy mogli sobie powinszować, z poddaniem się woli boskiéj, musimy jagnięta zostawić Czarnemu Karłowi.
— Tak, tak — przydał stary pastuch którym był drugi z przyjezdnych kiwając głową: — on w tym roku strasznie wojuje.
— Czarnemu Karłowi? — odezwał się mój uczony protektor i przyjaciel[1]. P. Jededjach Clejsbotham, a cóż to za jeden?
— O! nie udawaj przyjacielu! — odpowiedział dzierżawca, — przecie musiałeś słyszeć o Czarnym Karle, o tym mądrym Elzenderze, wszakże cały świat opowiada sobie różne o nim anegdoty, ale to wszystko brednia, ja ani słowa temu nie wierzę od początku aż do końca.

— Wasz ojciec jednak mocno w to wierzył, — rzekł stary pastuch, z widocznym gniewem o niedowiarstwo swego pana.

  1. Tu i owdzie wydrukowaliśmy odmiennemi głoskami kilka słów, które, jak się zdaje, godny wydawca Jededjach. Clejsbotham w rękopisma swego zmarłego przyjaciela P. Patrika Patisson wsunął. Wypada nam raz na zawsze uczynić uwagę, że uczony Clejsbotham wtenczas tylko co podobnego sobie dozwalał, gdy zachodzi jakie zastosowanie do jego osoby. Należy przyznać, że on najlepiéj wiedzieć powinien, w jaki sposób jego postępowanie i myśli sądzić należy.