— O nie!... Anusia jest to przecudne dziewczę, i kocha cię z całego serca, lecz do sprzysiężenia się tak zdatna, jak sławny Rynaldo albo inni uczestnicy spisku w zbawionéj Wenecyi. Nie, jest to Jafier albo Pietro, jeżeli ci charakter lepiéj do gustu przypadnie, a lubo wiem, że się on dosyć ci podoba, wszelako boję się nazwiska jego wymienić. Nie chciałabym cię dręczyć napróżno. Jest to coś z orła i skały. W naszym języku nie zaczyna się od orła, ale jak słyszałam w szkockim.
— Wszak nie rozumiesz przez to młodego Ernseliffa? zapytała Izabella, rumieniąc się.
— A kogoż innego mogę rozumieć? — odpowiedziała Lucya; — Jafierów i Pietrów mało jest w naszym kraju: Rynaldów i Bedamarów możesz wiele znaleść.
— Jakże możesz takie rzeczy mówić, Lucyo! twoje dramy i romanse, głowę ci przewróciły. Najmniejszéj nie ma nadziei, aby kiedyś mój ojciec na to zamężcie zezwolił, a bez jego zezwolenia nigdy męża nie zaślubię; o uczuciach Ernseliffa tyle tylko tobie wiadomo, ile ci domysły i urojenia natchnęły. Wszystko zaś spuszczając z uwagi, nieszczęsny rozterk...
— Dla którego ojciec jego został zabitym? — zapytała Lucya; — wszak to już dawno się stało, a sądzę, żeśmy przeżyli krwawe waśnie, w których, jak partya szachów w Hiszpanii, spór familijny przechodzi spadkiem od ojca na syna, i w których w każdéj linii zstępnéj, kilka morderstw spełnić się musi, ażeby waśń nie wygasła. Po dziś dzień obchodzimy się z waśniami jak z suknią; sami je sobie przykrawamy i znosimy, równie tak mało myśląc naganiać rozterki ojców naszych, jak nosić ich rozkrawane surduty lub pantalony.
— Zbyt lekce rzeczy uważasz Lucyo — wymówiła mis Vere.
Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/60
Ta strona została przepisana.