Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/65

Ta strona została przepisana.

i zdatnym do zwalczenia szlachetniejszego od siebie stworzenia, na którym szybko pędzi na miejsce, gdzie swą szkaradę chce dopełnić? Lecz precz litości! Gdybym miał słabość przestrzeżenia nieszczęśliwéj ofiary i ocalenia bezbronnego, widziałbym szlachetne me zamiary zniweczone ułomnością, która mnie w tém miejscu przykuwa. Lecz dla czego miałbym pragnąć, żeby się inaczéj stać miało? Mój puhaczowy głos, moja potworna postać, te obrzydłe rysy, jakiż związek mają z wytwornemi dziełami przyrodzenia? Dobrodziejstwa moje nawet przyjmują ludzie ze zgrozą i zaledwie z przytłumioną odrazą. Nie, niewypada mi się ujmować za płcią, która się ze mną obchodziła i dotąd obchodzi jak z wyrodkiem i potworem. Nie, przysięgam na niewdzięczność jakiéj doświadczyłem, na całą niesprawiedliwość jakiéj doznałem, na niewolę, na chłosty, na więzy moje!... że chce przytłumiać uczucia buntowniczéj ludzkości, i nie chce być nierozsądnym, zapomnę zasad moich gdy méj litości wzywać będą; nie ulituję się nad nikim, bo się nikt nade mną nie ulitował. Niech los toczy swój wóz sierpowy przez wywróconą na ziemię masę ludzkości, nie będę tyle nierozsądnym, abym ułomną postać moją, tę potworną znikomą bryłę, pomiędzy koła jego wrzucił; nie ścierpię, aby Karzeł, czarownik, garbus, jakie piękne stworzenie, jaką piękną postać ocalił od upadku, i aby cały świat nasycał się radością zamiany? Nie.... nie!... Jednakże, ten Halbert Eliot tak młody, tak zacny, tak otwarty, tak, ale o nim już pamiętać nie chcę... Nie mogę mu pomagać, gdybym chciał nawet.... tak, stały mam zamiar mu nie pomódz, w razie nawet, gdyby życzenie samo było rękojmią jego bezpieczeństwa.
Po tym monologu, nieszczęśliwy wrócił do chaty, chcąc się ochronić od burzy, która widnokrąg cały zaciemniła.