dła mi z twarzy; ujrzała i poznała mnie. Źle byłoby koło mnie, gdyby zaraz powróciła, bo Eliotów jest wielu, i nigdy cię nie odstępują w słusznéj lub niesłusznéj sprawie. Otóż tu przyszedłem, abyś mi poradził, jak ją bezpiecznie przechować?
— Chcesz ją zamordować?
— O co tego tobym nie zrobił, chyba w konieczności; ale mi powiedziano, że teraz można z jednego z morskich portów cichaczem ludzi do osad wyprawiać, a za tak śliczną osóbkę jeszcze coś płacą; ładna dziewczyna to prawda, Halbert za powrotém osłupieje jak bryła.
— To go nie żałujesz?
— A on czyżby żałował, gdyby mnie pod szubienicę wieźli? Panny mnie żal, on prędko drugą znajdzie; szkoda nie tak wielka, jedna tyle warta co druga. Powiedz tedy, wszak lubisz słuchać mówiących o podobnych zdarzeniach, czyś słyszał kiedy o lepszym psikusie?
— Powietrze, morze i ogień! — mówił Karzeł sam do siebie; — trzęsienie ziemi, burza i wyziewające góry, wszystko umiarkowane i łagodne w porównaniu z wściekłością człowieka! Czymże jest więcéj ten niegodziwy, jak tylko obrotniejszym do wypełnienia celu swego bytu? Słuchaj łotrze, puść się tam dokąd cię dawniéj wyprawiałem.
— Do komisarza dochodów?
— Tak jest, — powiedz mu, — że Elzender pustelnik poleca, aby ci dał pieniędzy, lecz wypuść mi dziewczynę na zupełną wolność, wróć ją przyjaciołom i krewnym; odbierz od niéj przysięgę, że twojéj szkarady nie wyda.
— Przysięgę, — odpowiedział rozbójnik; — a gdy ją złamie? Kobiety nie są znane z dotrzymania słowa. Ty taki mędrzec, powinienbyś o tém wiedzieć. A któż wie, co się z nią tymczasem u Karola Forstera zrobiło?... To, to licho; jeżeli mi jednak się wystarasz o dwadzieścia
Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/71
Ta strona została przepisana.