Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/72

Ta strona została przepisana.

sztuk złota, ręczę ci, że za 24 godzin napowrót będzie w domu.
Karzeł dobył z kieszeni pugilares, napisał coś w nim i wydarłszy karteczkę, dał mu ją z temi słowy: — Słuchaj, wiesz, że mnie podejść nie potrafisz. Jeżeli się poważysz mnie nie posłuchać, życiem to własnem przypłacisz!...
— Wiem, — odpowiedział rozbójnik ze spuszczonemi ku ziemi oczyma; — że masz władzę, Bóg wie, jakim sposobem ją osiągnąłeś, dokazujesz czego nikt dokazać nie może, ponieważ wszystko jest na twe rozkazy, nawet przyszłość przewidujesz, pieniądze zaś jeżeli słówko wymówisz, sypią się tak szybko, jak w mroźne dni listopada łupinki z jesionów: nie chcę przeto być nieposłusznym.
— Idź więc, i uwolnij mnie od twój nienawistnéj obecności.
Rozbójnik spiął konia ostrogami, i pojechał bez odpowiedzi.
Halbert Eliot tymczasem przebył drogę, smutnemi dręczony myślami, że nie wszystko tak się dzieje, jak być powinno; myślami, które zwykle przeczuciami nieszczęścia nazywamy. Stanąwszy na pagórku, z którego swe pomieszkanie mógł dostrzedz, spotkał mamkę swoją. — Mamka w owych czasach u wszystkich familii szkockich, tak znakomitych jak i średnich, w wielkiéj była wziętości. — Węzeł nadto ścisły łączył ją z jéj wychowańcami, ażeby kiedy mógł być zerwanym; zwykle mamka cały wiek przepędzała w domu wychowańca, dopomagała tam w gospodarstwie i odbierała wszystkie oznaki szacunku i poszanowania od naczelników rodziny. Skoro Halbert poznał starą Annę w czerwonym tołubie i czarnéj kapicy, smutna mu się nasunęła myśl, że albo jaki nieszczęśliwy przypadek tak ją opodal od domu odprowadza, albowiem nigdy o kilkanaście nawet kroków z domu się nie oddalała, albo też,