Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/73

Ta strona została przepisana.

że przyszła we mchu szukać poziomek i jagód, albo coś podobnego do pasztetów i tortów na poniedziałek. — Nie mogę sobie wybić z głowy, szepnął sam do siebie, słów wywietrzałego, starego, ułomnego i przeklętego garbusa. W każdéj chwili nieszczęście snuje mi się przed oczyma. Przeklęty Pakanie alboż ci niedość było sarn i kóz, żeś koniecznie jego zwierzynę udusić musiał?
Tymczasem posuwała się Anna, u któréj na twarzy smutek się malował. Jéj wejrzenia były tak pełne rozpaczy, że się Halbert o nic pytać nie mógł. Ach mój synu! — zawołała z rozpaczą, — nie jedz daléj, nie jedz daléj, straszny to widok dla każdego, a cóż dopiero dla ciebie!
— Dla Boga! cóż tam się stało?.... — zawołał strwożony jeździec, — usiłując wyrwać cugle z rąk staruszki. Dla Boga pozwól mi ruszyć i zobaczyć, co się tam zrobiło.
— Ach! jakiegoż dnia doczekałam się! dom z ziemią zrównany, śliczna stodoła w popiół tlący się jeszcze obrócona; wszystko bydło zabrane! — Ale nie jedz dalej! młode serce pęknie ci z żalu, kiedy ujrzysz co moje stare oczy dziś widziały.
— A któż mi to zrobił? puść cugle Anno, — gdzież moja babka, — moje siostry? Gdzież Gracy Armstrong? Boże! słowa czarownika jeszcze mi w uszach brzęczą.
Skoczył z konia, aby się uwolnić od Anny, a spiesznie wdrapawszy się na szczyt pagórka, spostrzegł wnet okropne widowisko. — Pomieszkanie położone nad brzegiem strumyka, które w dostatki rolnicze obfitujące opuścił, do szczętu było teraz spustoszone; zapas torfu, stodoła, bydłem rogatém wypełnione obory, wszystek dobytek górala owych czasów, czego nie mało biedny Eliot posiadał, wszystko w jednéj nocy było zniszczonem i zrabowanem.
Kilka chwil stał wryty, jak słup, potém wykrzyknął, — jestém zgubiony, — do szczętu zrujnowany! Ale