Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Nie można było przeto pomyślić o zdobyciu wieży przez podkopanie, ponieważ narzędzi i prochu do strzelania zupełnie im brakowało. Również, oblegający nie byli opatrzeni w sprzęty, zdolne postawić ich w stanie opasania należycie zamku, co, gdyby nawet do skutku przyprowadzić potrafili, obawiać się zawsze należało, żeby przyjaciele rozbójnika na odsiecz wieży nie przybiegli. Halbert zgrzytał zębami w około obchodząc zamek, że żadnego wymyślić nie mógł sposobu wzięcia go gwałtem; wreszcie rzekł:
— O czemuż nie robimy tak, jak ojcowie nasi, często robili. Żywo bracia poodcinać krzaki i zarośle, ponakładać je przed samą bramą, i uwędzić tych rozbójników, jak kawał słoniny.
Wszyscy wzięli się natychmiast do wykonania wniosku, jedni cięli szablami i nożami olszynę i głogowinę, która rosła po nad brzegiem trzęsawego strumyka, i tak była zwiędła i oschła, że na ich zamiar przydała się. Drudzy ponarzucali odcięte cierniska wielkiemi kupami tuż przy saméj kracie; i gdy Halbert niósł już gorejącą głownię, ukazała się przed otworem przy wnijściu zasępiona twarz rozbójnika i wylot ręcznéj broni.
— Dziękuję wam mocno, — odezwał się z szyderstwem, że mi tyle drew na zimę nanosicie. Ale jeżeli tylko o krok daléj z lontém postąpisz będzie to ostatni krok w twojem życiu.
— Zobaczymy! — zawołał Halbert i zbliżył się bez bojaźni z lontém.
Rozbójnik strzelił, lecz szczęściem dla zacnego Halberta, fuzya zawiodła. W tejże saméj chwili Ernseliff strzelił do otworu, a kula drasnęła złoczyńcę w głowę, czem tak się przeraził, że natychmiast zażądał umowy i zapytał: z jakiego powodu najeżdżają spokojnego, uczciwego człowieka i tak niesprawiedliwie krew przelewają.