Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/91

Ta strona została przepisana.

— Twoja niewolnica musi nam być wydaną, — odrzekł Ernseliff.
— Cóż ona cię obchodzi? — zapytał rozbójnik....
— Ty co ją gwałtém trzymasz, — odpowiedział Ernseliff; — nie masz prawa o to się pytać.
— Jeżeli wam o to idzie, — odpowiedział rozbójnik; to moi panowie, nie chcąc się wdawać z wami w bitwę i krew waszą przelewać, chociaż Ernseliff nie wahał się wylać mojéj, wydam wam niewolnicę, bo się inaczéj jak widzę nie uspokoicie. Dalibóg Ernseliff wybornie strzela, choćby w szeląg, a trafi z pewnością.
— A Halberta mienie, — zawołał Szymon z Hakburn; alboż rozumiesz, że możesz zrabować nasze obory i gumna, jak gdyby kurnik staréj kobiety.
— Na moje życie, — odpowiedział Wilhelm Westbrunflat; — na moje życie, ja ani odrobinki tego nie mam. Wszystko już dawno po za trzęsawicą. Ani jednéj sztuki waszego rogatego bydlęcia nie ma w zamku. Jak zobaczę, co nazad można oddać, to za dwa dni zobaczymy się pod Castellow z Halbertem, każda strona z dwoma przyjaciółmi; wtedy przekonamy się, czy nie potrafimy się ułożyć i krzywdę nagrodzić.
— Niepodobna tak długo czekać, — zawołał Halbert, i zwróciwszy się do jednego ze swych krewniaków, dodał: nie mówmy już więcéj o bydle i całym zabranym dobytku, a tylko myślmy o sposobach wydobycia biednéj Gracy z paszczy tego psa szatańskiego.
— Czy dajesz mi słowo Ernseliffie, — odezwał się rozbójnik, — stojący jeszcze przed otworem, i zaręczysz mi przysięgą, ręką i usty, że bez narażenia się mogę wyjść z zamku i wrócić, że dozwolisz mi pięć minut czasu do odemknięcia bramy, a pięć do zamknięcia jéj i zasunię-