Strona:PL Walter Scott - Czarny karzeł.djvu/94

Ta strona została przepisana.

— Ale to nie moja sprawa, — rzekł znowu rozbójnik: bądź więc co bądź, nie chcecie mi jéj wrócić?
— Tobie wrócić człowieku? nie, niech mnie Bóg skarżę, — odpowiedział Ernseliff, — pannę Vere bronię, i odprowadzę tam, gdzie ma być odprowadzoną.
— A Gracy, — odezwał się Halbert, — wyrywając się z grona przyjaciół, którzy mu rozprawiali o świętości zaręczonego bezpieczeństwa osoby, czemu ufając rozbójnik ośmielił się wyjść z zamku.
— Gdzież Gracy? — zawołał Halbert, — i natarł z szablą w ręku na Westbrunflata.
— Na miłość Boga Halbercie słuchaj mnie tylko, — — wołał ten, lecz się czując coraz bardziéj naciśnionym, zaczął uciekać. Matka otworzyła natychmiast kratę i zamknęła ją za nim. Halbert uderzył na rozbójnika z takim zamachem. że jego szabla zrobiła znaczne zacięcie w wierzchniéj podwalinie, którą jeszcze teraz pokazują, jako pomnik olbrzymiéj siły ludzi zeszłych wieków. Nim Halbert zdołał raz ponowić, brama była zamkniętą na zamek i zapory, musiał tedy wrócić do swoich przyjaciół, którzy postanowili odstąpić od oblężenia, i nalegali usilnie na niego, ażeby im towarzyszył.
— Jużeś raz zerwał rozejm, — mówił stary Ryszard z doliny, — należy się nam dopilnować, abyś więcéj głupstw podobnych nie robił; całe sąsiedztwo wytykałoby cię palcami, gdyby się rozgłosiło, że zaczepiasz twoich przyjaciół w czasie zawieszenia broni. Bądź spokojnym aż do zaproponowanéj przez niego schadzki w Castellon, a kiedy ci wtenczas zadosyć nie uczyni, swoją krwią nam to przypłaci.... Ale bądźmy rozumni i dotrzymajmy umowy, zobaczysz, że odzyskamy Gracy a nawet i krowy.
Te zimne przedstawienia na biednego kochanka przykro oddziałały, że zaś od swoich sąsiadów i stryjów za-