puszczeniach nad znaczeniem tego hałasu. Jednym się zdało, że piorun spłoszył konia, który się zerwał, inni, że to złodziej, dziki Indjanin, dosiadł go i uszedł. Zwykle podkradają się oni cichaczem, i dosiadłszy konia, galopem szalonym uprowadzają za sobą i drugie konie. Nic nie ma bardziej panicznego, nad przestrach koni. Przestrach jednego zdolny przerazić wszystkie, i tak jedne lecąc, uchodzą za drugiemi. Wszyscy właściciele koni byli w niepokoju, rano zaś dopiero można było rozeznać, kto poniósł stratę. Niektórzy byli w rozpaczy, bo lękali się, czy pozbawieni wierzchowców zdołają pieszo wytrzymać trudy podróży. Po ciemnej nocy zorza błysnęła jasna i ognista, a wspaniały wschód słońca, przemienił cały ciemny krajobraz, w najcudniejsze zjawisko.
Były to zielone łąki, świeżo i bez końca rozpostarte przed nami, gdzie niegdzie lasy otulone mgłą poranku, i samotnie stojące olbrzymie dęby, jakby umyślnie posadzone, by wzrok miał się na czem zatrzymać w dzikiej pustyni. Rozpierzchnione szeroko stadem pasące się nasze konie, nadawały tej puszczy kształt olbrzymiego parku. Trudno było dać wiarę, żeśmy tak daleko od wszelkitj ludzkiej siedziby. Tabor nasz wyglądał dziwnie, z szałasami z dywanów i skór uwieńczony błękitnemi dymami dogasających płomieni. O świcie zaczęto szukać koni, wynaleziono wszystkie, nawet tego, który nam tyle sprawił kłopotu, spotkano o milę od taboru, pasącego się spokojnie. Róg myśliwski zadzwonił w puszczy na hasło dalszego pochodu. Tym razem byliśmy narażeni na napad dzikich. W momencie szyki sprawiono w sposób bojowy. Nie wolno było nikomu nawet za zwierzyną oddalać się bez upoważnienia. Konie luźne umieszczono w środku, a straż silna zamykała nasz pochód. Po długiej i mozolnej podróży przez dziką i krzaczystą krainę, wyszliśmy na pełny step. Olbrzymia płaszczyzna zielona, falująca puchami roślin, jak fala morza, dosięgała horyzontu nieba; lasy w niezmiernej oddali ledwo widzialne, były jak okręty błądzące po pełnem morzu. Prostota a wielkość, że tak powiem biblijna tego obrazu, czyniły go czarującym; pod wrażeniem tem pierś oddychała szeroko i zdrowo, a dusza nie posiadała się z zachwytu!...