zachodniej Ameryki.
Dziewiczy las, któryśmy przebywali, pełen był drzew, których grube wnętrze, wypróchniałe w ciągu wieków, wypełniają pszczoły, pracownice stepowe, całemi pokładami miodów, zdobytych na tej bujnej florze. Zadziwiającą jest mnogość, z jaką rozszerzają się roje tych pszczół w odległych zakątach zachodniego stepu. Indjanie uważają je za wróżbę zbliżania się białych ludzi, tak jak trzody bawołów mają zwiastować miedzianych — i sądzą, że w miarę zbliżania się pszczoły, oddala się i bawół i Indjanin. W istocie ten przemyślny owad zwykle łączy się lub wychodzi z jakiejś ludzkiej siedziby. Mówiono mi, że niełatwo napotkać dziką pszczołę zbyt daleko od mieszkań ludzkich. I dziwna! roje te pelazgiczne były poprzednikami cywilizacji w jej pochodzie od wybrzeży Atlantyku. Plantatorowie zachodnich osad zanotowali nawet rok, w którym pszczoły po raz pierwszy przebyły Mississippi. Indjanie równocześnie zobaczyli wypróchniałe wnętrza prastarych drzew swoich zapełniające się z szybkością czarodziejską, żywiołem złotym, płynnym, o woni, jaką tylko tamtejsze kwiaty dać mogą, i unosili się nad rozkosznym smakiem tego nektaru pustyni. Obecnie miodne muchy rozszerzyły mirjady swych rzeczypospolitych po całej okolicy, oblanej zachodniemi rzekami. Te cudowne strefy żywcem przypominają opis ziemi mlekiem i miodem płynącej. Bo bezbrzeżne łąki, falujące szmaragdem do granic widnokręgu, mogą wyżywić rzesze, liczne jak ziarnka piasku, a z emalji tęczowych kwiatów, któremi posypane są wonne łąki, zbiera bez trudu swoje słodycze grająca pszczoła.
Zaraz po zbliżeniu się do tej okolicy, część naszego towarzystwa oddzieliła się dla zdobycia jednego pszczelnego drzewa. Ciekawy tego rodzaju łowów, przyłączyłem się do